1. Być apostołką

Za ważne i znaczące dla całej historii paulińskiej należy uznać wydarzenie z 1924 roku. Poruszyło ono wszystkich, zarówno chłopców jak i dziewczęta, dzięki swej prostocie i głębi. Pewnego wieczoru chłopcy z drukarni przynieśli sterty zadrukowanych arkuszy do tzw. sali apostolatu, gdzie Córki zajmowały się falcowaniem i zszywaniem. Był to normalny etap pracy drukarskiej. Na tych arkuszach po raz pierwszy wydrukowano Ewangelię. Tego wieczoru „cała wspólnota zbliżyła się z głębokim szacunkiem do tych stron i każda ucałowała je ze czcią. Lecz przed zabraniem się do pracy pomyślały o oczyszczeniu duszy w sakramencie pojednania i o obmyciu rąk, tak jak to czyni kapłan, zanim dotknie świętej Hostii. Od tego dnia Święta Księga była wystawiona w każdym pomieszczeniu. Ewangelii i Biblii oddawano zawsze szczególną cześć”.

Obecny przy tym ks. Alberione powiedział, że Córki św. Pawła rozpowszechnią ją rychło na całym świecie w milionach egzemplarzy.

*

Początkowy zamysł Założyciela kształtował się na miarę warunków i potrzeb czasu. Już nie chodziło o silną moralnie wspólnotę pisarzy, polemistów, drukarzy, o zmagania w imię ideałów, które ukierunkowały jego działanie na początku wieku i odnosiły się głównie do realiów włoskich.

Korzystny klimat polityczny już minął, tymczasem pogłębiała się niewiedza religijna, która była powodem wielkiego cierpienia Piusa X i skłoniła go do ogłoszenia stosownych encyklik. Zasadniczym celem stała się teraz działalność na płaszczyźnie międzynarodowej, powszechnej, przez rozpowszechnianie Słowa Bożego i nauki Kościoła bez ograniczeń i z wykorzystaniem bardziej aktualnych metod i środków: szybszych i skuteczniejszych, jak to będzie powtarzał sam Założyciel. Oto wreszcie zaczęło nabierać wyraźnych kształtów owo „uczynienie czegoś dla ludzi XX wieku”, przeżywane nocą 31 grudnia 1900 roku.

To „zbliżenie się” Córek do świeżo wydrukowanych fragmentów Ewangelii, ta potrzeba przygotowania się do nowej pracy także przez sakramenty, każą myśleć nie tylko o liturgii eucharystycznej, ale - sięgając wstecz - o pełnej bojaźni miłości starożytnego Izraela do Słowa Bożego zapisanego w Prawie. A komuś, kto jest obeznany z językiem zakonów i zgromadzeń, gest tego wieczoru mógł przywodzić na myśl złożenie dodatkowego ślubu. Oddanie się potwierdzone słowami: poświęcamy się Ewangelii na całe życie.

Alberione w konferencjach dla Córek kładł nacisk na główny cel wszystkich zakonów: uświęcanie się. I dodawał, że punktem wyjścia do uświęcenia może być tylko Ewangelia. Mistrzyni Tekla streściła wskazania Założyciela dla siebie i dla Córek w następujący sposób: „Wniosek dla nas, by nie mieć żadnej innej książki bardziej zużytej, bardziej czytanej niż ta, którą daje nam Kościół . I ciągnęła dalej w stylu Starego Testamentu: „Tylko Ewangelię będziecie całować; całuje ją kapłan przy ołtarzu. Niech Ewangelia będzie zawsze w waszych myślach, na waszych ustach, w waszym sercu. Nie staramy się naśladować tego lub innego świętego, lecz naśladujemy życie Jezusa Chrystusa”.

Od osobistego uświęcenia do wspólnotowego zaangażowania - zawsze w oparciu o Ewangelię, którą trzeba będzie teraz rozpowszechniać. A w przypadku Córek św. Pawła rozpowszechniać będzie oznaczało także — nieść. To Znaczy nie czekać na ludzi w progu księgarni czy kościoła, ale szukać ich w mieście, w ich domach, na placach, na skrzyżowaniach, w domu i poza domem.

Apostolstwo to nie tylko pisanie, druk, falcowanie, zszywanie, oprawa - to wyruszenie w drogę, posłuszeństwo powołaniu, nawet jeśli wymaga to opuszczenia własnego kraju i szukania innej ojczyzny. Tak, jak to było za czasów Ozjasza, króla Judy, z porywczym Amosem, pasterzem z Tekoa, którego Pan posłał do zupełnie innego zajęcia, poza granice, do innego królestwa: „Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i rzekł do mnie Pan: Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!” (Am 7, 14-15). Królem Izraela był wówczas Jeroboam II, ale po wszystkie czasy ten lud należał do Pana, a zatem powinien słuchać Pana przemawiającego głosem Am osa. I Amos wyruszył, porzucając wszystko. Z taką samą zdecydowaną gotowością Mistrzyni Tekla przyjmowała kolejno nowości które uzupełniały i doskonaliły powołanie. „Chciałabym mieć me jedno życie, a tysiąc - napisze do brata księdza - by poświęcić je temu szlachetnemu apostolatowi”

Być apostołką

Na spotkaniu Rady gromadzenia żeńskiego (ks. Alberione, Mistrzyni Tekla i cztery siostry radne) w styczniu 1925 roku miało miejsce następujące zdarzenie odnotowane w protokóle: Założyciel „wyłożył Mistrzyni przeszkody, które napotyka w introligatorni i w innych działach”. Kolejne nowe zarządzenie brzmiało: „Do Mistrzyni Tekli należy kierowanie i troska o funkcjonowanie całości (...). Wielebny Teolog kierował domem na początku, teraz jest jego doradcą i to, z czym zwracają się do niego, powinna znać także Mistrzyni (...). Niech Mistrzyni nie ma żadnej szczególnej funkcji, by móc ogólnie czuwać nad wszystkim".

Dzisiaj ocenialibyśmy tego rodzaju fakt w świetle menedżerskim: Mistrzyni Tekla awansowała, Mistrzyni Tekla u szczytu... Ona jednak kierowała się zupełnie innym światłem i zapadające decyzje przekształcała w stałe ukierunkowanie duchowe. Nowe obowiązki zawsze przypisywała woli Bożej i potrzebom duszy. "Krzyż jest królewską drogą do raju. Mój Wielki Post to zajmowanie się sprawami ogólnymi. Jest wolą Boga, abym zajmowała się wszystkimi sprawami ogólnymi i była posłuszna. Przygotować się do Wielkanocy: zastanowić się nad stosunkiem do spraw ogólnych".

A wiele było tych spraw, które należało przeanalizować ogólnie. Niewiele mogła się nauczyć od innych zgromadzeń żeńskich w Kościele, ponieważ żadna Matka Generalna na świecie nie musiała pobudzać i podtrzymywać równocześnie życia modlitwy, zamiłowania do studiów i do ciężkiej pracy. Stąd problemy, które gdzie indziej nie istniały, doświadczenia trudniejsze, surowsza selekcja. Dziewczęta i dziewczynki, które zgłaszały się jako uczennice, na początku sądziły, że Córki św. Pawła to coś zupełnie innego. Zetknięcie z rzeczywistością sprawiało, że jedne pokochały takie życie, a inne znienawidziły, ze wszystkimi normalnymi w takich przypadkach konsekwencjami.

Czasami Mistrzyni Tekla musiała wytykać (to też z protokołu) „obojętność w pracy, małą gorliwość przy wykonywaniu pilnych zamówień, brak grzeczności i traktowanie z góry przełożonych, uchylanie się od pracy, cerowanie na pokaz własnych pończoch, by wykręcić się od robienia czegoś innego”.

Właśnie dlatego ks. Alberione nie chciał, aby Mistrzyni Tekla miała jakieś szczególne zadanie, lecz żeby czuwała nad wszystkim. Takie bowiem były początki wielu zgromadzeń żeńskich, które niekiedy traktowano jako najmniej kosztowną, a czasami najkrótszą drogę do zdobycia zawodu, uprawnień nauczycielskich na przykład. Nie wszystkim więc odpowiadało uciążliwe, wypełnione pracą życie, dodatkowo prowadzone zgodnie z dyscypliną typową dla wszystkich instytutów zakonnych owych czasów.

Tekla zalecała mistrzyniom najmłodszych dziewcząt trochę więcej tolerancyjności, przynajmniej w czasie rekreacji. Nie tylko, by złagodzić napięcie, lecz także by lepiej poznać każdą dziewczynę: „Niechaj w czasie rekreacji Córki (chodzi naturalnie o dziewczęta) mają swobodę wypowiedzenia się, odprężenia i uwolnienia od napięć, by stały się sobą i dały się lepiej poznać”. Wydawać by się mogło, że słyszymy Jana Bosko: „Dziecko w radosnym usposobieniu jest otwartą księgą”.

Alberione zrozumiał natychmiast: Mistrzyni Tekla jest do tego stworzona, by kształtować charaktery innych, kształtując jednocześnie swój własny. Z pewnością nie oznaczało to jednak braku zainteresowania rzeczami szczegółowymi, gestami „nie w stylu przełożonej”. Jeśli widziała dziewczynę źle zginającą arkusz, nie zalecała jej pracować lepiej, ale uczyła ją jak należy to robić, składając arkusz tak długo, jak długo było to konieczne. W tym momencie to właśnie stawało się „bardziej ogólnym problemem”, którym należało się zająć.
Także w szkole (choć sama nie uczestniczyła w zbyt wielu kursach regularnych) wprowadzała w życie takie drobne pomysły, które pozwalały wyciągnąć korzyść nawet z kary. Pomyślmy na przykład o okropnej karze (utrzyma się ona jeszcze przez długie lata także w szkole świeckiej) polegającej na przepisywaniu tego samego zdania dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści razy. A Tekla to zmieniła: przepisywało się tekst jakiegoś opowiadania - przynajmniej można się było czegoś nauczyć.

Jej talent wychowawczy nie polegał jednak na tym, że obniżała poprzeczkę tak, by wszyscy mogli ją przeskoczyć, nawet ci opieszali. Nie! Poprzeczka pozostawała na swoim miejscu. Zdolności wychowawcze Tekli polegały głównie na tym, że potrafiła dostarczyć odpowiedniej motywacji, a zwłaszcza wykorzystać ukryte talenty i odpowiednio ukierunkować ich rozwój, akceptując przy tym wszystkie różnice. W jednym ze swoich okólników napisała: „Wychowywać to podtrzymywać naturalne skłonności oraz dary łaski tkwiące w duszy, by stawała się ona coraz lepsza, by ją uświęcać. Aby wychować do życia zakonnego, nie trzeba koniecznie usuwać każdego przyzwyczajenia; trzeba usunąć jedynie te, które są złe. Nie należy ani tłumić naturalnych skłonności, ani ujednolicać języka, należy natomiast rozbudzać ducha religijnego, życie w wierze i poświęceniu, miłość do Boga, do apostolatu i sprawiać, by podejmowano wszystkie środki uświęcenia. Tylko to naprawdę się liczy: pozostałe rzeczy służą tylko jako ozdoba”.

Oddziaływać na uczennice i na mistrzynie, a jednocześnie troszczyć się o to, by zachowały swą indywidualność, by nie były ukształtowane „według tego samego szablonu”. Pozwolić im odczuć, że są ważne, poprzez małe, zwyczajne gesty - list, kartkę z życzeniami, troskę o bliskich... Tymi metodami udawało się Tekli sprowadzić na płaszczyznę „zwykłych spraw” także pewne trudności i dramaty młodzieńcze. Pomagała dziewczętom pogodnie i we właściwym świetle spojrzeć na siebie, odnaleźć własną drogę, czy to w zgromadzeniu, czy też poza nim. „Wzór Tekli” sprawdzał się wszędzie.

*

W historii paulińskiej mamy do czynienia z ciągłym nakładaniem się różnych wydarzeń, trzeba więc w tym miejscu pokazać także inną Teklę. Widzieliśmy, jak przygotowywała młodziutkie dziewczęta do przyszłych zadań zgromadzenia. Wtedy, gdy Pierwsza Mistrzyni szukała pieniędzy, by kupić maszyny drukarskie lub zbudować domy, czy też martwiła się o atrament, który zbyt szybko niszczył stalówki, równocześnie zachęcała siostry do tego, by myślały o wyjeździe za granicę (Hiszpania, Argentyna - Buenos Aires). Polecała im także przygotować się do rychłego wyjazdu do Rzymu, tzn. natychmiast, w ciągu stycznia 1926 roku. Najpierw wyjechali księża i bracia pauliści z ks. Giaccardo, a zaraz po nich siostry.

Udali się więc do Rzymu, w pobliże bardzo czujnych kongregacji watykańskich, i nie zostali rozpoznani. Więcej, byli „nieznanym zgromadzeniem”, a więc nielegalnym. Rozumując biurokratycznie, „nie znał” ich nawet biskup Alby. Przyjdzie jednak taki dzień, kiedy w rzymskich domach zgromadzenia papieże będą prawie domownikami. Teraz jednak pauliści i Córki wślizgiwali się do Wiecznego Miasta ukradkiem, niczym zalęknieni bezdomni.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W drugiej połowie stycznia 1926 roku, w kilkudniowych odstępach, dotarły do Rzymu dwie małe grupki paulińskie: pierwsza - gimnazjalistów - z ks. Giaccardo, druga - Córek - prowadzona przez Mistrzynię Amalię Peyrolo. Ks. Giaccardo ze swoją grupą wiózł maszyny drukarskie, skrzynie z czcionkami, książki, ławki szkolne, stoły do refektarza. Pierwszy lokal znalazł dla nich ks. Dezyderiusz Costa, jeden z pierwszych paulistów, który przemierzył już całe Włochy, by propagować publikacje z Alby i Towarzystwo ks. Alberione.

Giaccardo umieścił chłopców przy ul. Ostiense, a Mistrzyni Amalia wraz Córkami osiadła w odległości pół kilometra od nich, przy Porto Fluviale. Przeprowadzka do własnych domów i powstanie „miasteczka paulińskiego” w Rzymie to jeszcze plany i marzenia na dalszą przyszłość. Aktualna rzeczywistość przypominała raczej życie uchodźców czy ofiar trzęsienia ziemi.

Komentarze