1. Tekla nieznana

W czasie rekolekcji we wrześniu 1949 roku ks. Alberione zalecił Córkom św. Pawła: „Bądźcie proste (...) zachowajcie waszego wrodzonego ducha, bystrego i aktywnego”. W okólniku z marca 1950 roku Mistrzyni Tekla rozszerzyła i uściśliła tę wypowiedź. Napisała wówczas: „Prostota jest cechą charakterystyczną naszego zgromadzenia: musimy ją zachować, wykluczając i zwalczając to wszystko, co mogłoby uczynić nas przesadnymi i małostkowymi”. Potem wyraziła to w dziesięciu punktach, które staną się powszechnie znanym w zgromadzeniu „dekalogiem szybkości”. Przedstawiały się one następująco:

1. Szybkie w rozmowach z przełożonymi i siostrami.
2. Szybkie podczas rozmów telefonicznych, w rozmównicy. Wypowiedzi krótkie, ale budujące.
3. Szybkie i zwięzłe w korespondencji. Długie listy są podobne do długich rozmów.
4. Szybkie w wykonywaniu otrzymanych poleceń.
5. Szybkie przy zmianie miejsca, bez wielu żalów i tęsknot.
6. Szybkie w czasie pożegnań i powitań.
7. Szybkie w księgarni i w rozprowadzaniu filmów.
8. Szybkie w wykonywaniu wszelkich prac.
9. Szybkie w działaniu. Zawsze godność osoby zakonnej, ale bez przesady.
10. Szybkie przy konfesjonale. Zamiast długich wypowiedzi, proste i jasne przedstawienie spraw koniecznych, i nic poza tym.

Punkty piąty i szósty dotyczyły przenosin z jednego domu do drugiego. Towarzyszyły im czasem smutek i patos, zwłaszcza przy pożegnaniu. Dla niej były to drobne rzeczy, które jednak przynosiły szkodę duchowi misyjnemu, a to w jej oczach było nie do przyjęcia.
Później ustosunkowywała się do mnóstwa małych spraw... Jej zmysł praktyczny podsuwał jej wciąż ten sam temat: każdy, zwłaszcza zaś osoba konsekrowana, powinien zwracać uwagę na wady z pozoru błahe. One to właśnie, niedostrzegalne i dopuszczane, prowadzą do nadwątlenia prawdziwego ducha całego zgromadzenia i osób do niego należących. Odnajdujemy tu echo bogatej mądrości ludowej, rozpowszechnionej we wszystkich rolniczych regionach na całym świecie, która przejawia się w bacznym zwracaniu uwagi na małe wydatki i małe marnotrawstwa, które stają się często źródłem ruiny dla rodzin. Najczęściej zaczyna się ona od zmarnowanej garści zboża czy ryżu lub drobnej sumy pieniędzy: „Zwracajcie baczną uwagę na drobne wydatki, które z osobna nie wymagają takiego namysłu jak te duże, ale razem zebrane pochłaniają dobytek”. Ta sama gospodarność Mistrzyni Tekli daje się zauważyć w zarządzaniu spuścizną duchową zgromadzenia, zwłaszcza bogactwem czerpanym z podróży.

Tekla nieznana

Stała się Mistrzynią, krocząc śladami ks. Alberione i doświadczając wszystkiego na własnej skórze. Widzieliśmy ją zajętą korygowaniem własnego charakteru, porównującą postawy i zachowania będące efektem czytania lub słuchania, mierzącą własną wiarę miarą czynów i zaniedbań.

To właśnie Tekla nieznana, badająca i analizująca samą siebie bez pobłażania i bez ulgi. Poznajemy ją, czytając jej dzienniki duchowe i zapiski: wnioski z rekolekcji i dni skupienia, podsumowania i listy zobowiązań na przyszłość.

Rok 1950 to Rok Święty, ogłoszony przez papieża Piusa XII. Mistrzyni Tekla zanotowała następujące słowa: „Rok Święty, rok szczególnych łask dla mnie i dla zgromadzenia. Niechaj się dzieje tylko to, co się Panu podoba; co się tylko Jemu podoba. Wszystko pod matczynym wejrzeniem Matki Najświętszej”. W dalszym ciągu zapisków odnajdujemy rozwinięcie tego jej programu: „Rok Święty 1950-1951. Czy doczekam końca tego rozpoczętego roku? Nie wiem. Pragnę, aby wszystkie minuty, godziny, dni i miesiące tego roku należały do Boga i tylko do Niego. Wyrzekam się mojej woli, by pełnić tylko wolę Boga. Wyrzekam się moich upodobań, moich punktów widzenia, aby mieć tylko upodobania Boga... Niechaj moje życie będzie nieustannym Magnificat za wszystkie doznawane łaski, niechaj będzie stałą adoracją”.

Pod koniec 1950 roku Tekla oskarżała samą siebie: „Rok był dość burzliwy pod każdym względem. Byłam zła, niecierpliwa, nieufna, kapryśna. Rok Święty, tak, ale ja mało z niego skorzystałam. Pokładam nadzieję w łasce Bożej, która obdarzyła mnie radością. Wydaje mi się, że miałam dobrą wolę. Tyle słabości i brak odpowiedzi na łaskę... Jezu, bądź mi miłościw".

Już w czasie dnia skupienia pod koniec lutego podsumowała surowo pierwsze dwa miesiące: „Żadnego postępu”. I dodała: „Byłam nieubłagana, niedobra, widziałam samo zło dookoła, bo zła byłam wewnątrz, pełna pychy, zazdrości, złośliwości. Pragnę poprawić się z pomocą Boga i Matki Bożej. Chcę być wyrozumiała, macierzyńska wobec sióstr...”.

Po rekolekcjach w marcu 1951 roku: „Nie przeżywać naszego powołania w zastraszeniu i w lęku, ale w miłości i zaufaniu do Ojca Niebieskiego. Czyńmy to, co mamy do zrobienia, i ufajmy Bogu. Sądzone będziemy nie na podstawie uprzedniego postanowienia Bożego, ale na podstawie naszych uczynków. Nigdy nie tracić zaufania; jak długo będzie w nas choć iskierka życia, możemy zostać świętymi; jesteśmy stworzone dla nieba, a zdobywa się je poprzez nieustanną walkę”.

Później kontynuowała rozważania na temat „wyrzeczenia”. Pisała o tym, że Jezus w całym swoim ziemskim życiu powinien być dla nas wciąż żywym przykładem, o konieczności wyborów radykalnych: „Wybrać wyrzeczenie aż do pozbawienia się czegoś, aż do poniżenia, aż do służenia innym. Jest to tragiczny, aczkolwiek nieuchronny wybór, jeśli chce się zostać świętą. Zdecydować się na wyrzeczenie aż do unicestwienia siebie. Trzeba odnawiać to postanowienie codziennie, a zrozumie się jego znaczenie i będzie to odkrycie na miarę postępu w świętości. Taki wybór nadaje życiu piękno i wartość.

Na początku jest łatwo. Trudne jest dopiero zachowanie tej linii przez całe życie. Ta straszna codzienność, która przeraża. Utrzymać tę linię aż do ,,wypełniło się” ostatniej chwili, rozpoczynając codziennie z coraz większą świadomością. Odnawiać tę wolę po wszystkich ranach otrzymywanych każdego dnia - oto wielkie zadanie. To właśnie to stanowi piękno i chwałę naszego życia”.

Pewnego dnia ks. Alberione powiedział o niej do paulisty ks. Dominika Spoletini: „Widzisz, Pierwsza Mistrzyni oddała się zupełnie Bogu, całkowicie się Jemu poświęciła. Nie było w niej żadnej komórki, która nie byłaby podporządkowana racjom ducha”.

Tak, ale ten sam ks. Alberione, skłaniając się do urzeczywistnienia własnej intuicji, do zrealizowania projektu znanego tylko jemu samemu, czy spiesząc się (a było tak prawie zawsze), nie miał dla Mistrzyni Tekli specjalnych względów. Obchodził się twardo także z tą istotą, którą uważał za wyjątkową, a czasem dochodziło nawet do tego, że upominał ją publicznie, w obecności sióstr.

Wówczas to mamy okazję poznać Teklę nieznaną, tę z dzienniczków duchowych: ciosy tego typu doprowadzały ją do płaczu, ale zaraz potem opanowywała emocje i dochodziła do zaskakujących rozwiązań, niejednokrotnie wręcz heroicznych. Nie tylko przemilczała gesty Założyciela, ale nie dało się nawet zauważyć jakichkolwiek westchnień czy znaczących spojrzeń. Nic z tych rzeczy. Tekla przyjmowała boleśnie te dotkliwe ciosy, by następnie z niewiarygodnym spokojem podziękować za nie Panu: jeżeli tak postąpił Pierwszy Mistrz, to dlatego, że miał taki obowiązek, a ja tego potrzebowałam.

Właśnie to było prawdziwym wyrzeczeniem, nie tylko zapiski w notatniku. To umiejętność poniżenia się, a nie tylko pozwolenie na poniżenie. Tak podsumowała jeden z wielu dni skupienia: „Boski Mistrz: Uczcie się ode mnie, który jestem cichy i pokorny sercem. Kto się uniża, będzie wywyższony (nie kto jest poniżany, ale kto się uniża). Pokora jest prawdą: jestem niczym, nic nie potrafię, nic nie znaczę. Jestem nędzną grzesznicą, najnędzniejszą z istniejących na ziemi. Czego wymagam? Kto jest pokorny, żyje w pokoju i pogodzie ducha. Ufa Bogu i to wystarczy. Pokorny dostrzega dobro w innych, a przede wszystkim widzi Pana w braciach: np. Pierwszy Mistrz”. Jakkolwiek by ją Założyciel zranił, łzy nie przeszkodziły jej widzieć jasno, w nim i ponad nim.

Komentarze