2. Macierzyńskie przeczucia Tekli

21 marca 1952 roku wyruszyli razem w podróż do obydwu Ameryk, która trwała do połowy czerwca. Rozpoczęli od Stanów Zjednoczonych i Kanady (dwa razy), poprzez Meksyk, Kolumbię, Chile, Argentynę, Brazylię, i wreszcie w drodze powrotnej dotarli aż do Portugalii.
,,Z przyjemnością stwierdzam, że znalazłam we wszystkich odwiedzanych domach dużo dobrej woli i pragnienie dobra. Każde zarządzenie wydane w Rzymie przyjmowane jest z radością i wprowadzane w życie z miłością. Wszędzie widziałam zapał apostolski i mądrą gorliwość”. To słowa z tradycyjnego już okólnika po odbytej wizycie. Takie słowa możemy spotkać i w innych dokumentach z podróży. Ukazują nam jej radość z faktu, że Córki z „pierwszej linii” mogła dawać jako przykład dla całego zgromadzenia; co więcej, całego świata paulińskiego. Oto dlaczego w odległych domach było tyle radości z okazji jej odwiedzin. Był to dowód wdzięczności za jej spokojny i skuteczny sposób docenienia ich wysiłków. Za to uznanie, tak konieczne dla trudzących się na skalistej ziemi, bez widocznych efektów.

Podróżując razem, Założyciel i Pierwsza Mistrzyni odwiedzali wspólnoty męskie i żeńskie. W tych ostatnich też czuła się jak u siebie w domu i to nie tylko dlatego, że zarówno dla jednych, jak i drugich punktem odniesienia był Apostoł Paweł. Faktem jest, że księża i bracia paulińscy zawdzięczali jej bardzo wiele. Nie były to sprawy do końca znane, ogłaszane wszem i wobec. Być może nawet sam Pierwszy Mistrz nie znał wszystkich szczegółów. Być może. Ale znali je synowie św. Pawła we Włoszech i na świecie. Matka Generalna sióstr paulistek umiała być także matką dla księży i braci.

Wielu spośród tych, których spotkała podczas swych podróży przez świat, kiedyś zapukało do jej drzwi. Ks. Alberione wysyłał ich z jednego kontynentu na drugi najczęściej bez uprzedzenia i zwykle z pustymi rękami. Przychodzili zatem do Pierwszej Mistrzyni: niektórzy nawet nie wiedzieli, o co prosić, nie mieli pojęcia o potrzebach i priorytetach. Musiała patrzeć na nich jak na swoich braci w Castagnito, którym mama Vincenza wkładała do kieszeni pieniądze albo chusteczkę; albo kiedy przygotowywała paczki z bielizną i skarpetami, gdy wyjeżdżali na wojnę. Hojność, dary konieczne i użyteczne, a wszystko z naturalną dla niej powściągliwością w rozmowach i „szybko”.

W ten sposób, jeśli ktoś wysłany w świat dawał sobie radę w niełatwych dniach i miesiącach stawiania pierwszych kroków, to także dzięki niej, dzięki jej świadomej „rozrzutności”. Dlatego przyjmowali ją z radością w czasie tej podróży, a gdy przybywali do kraju, przychodzili ją odwiedzić: były to odwiedziny wypływające z chęci podziękowania, a kończyły się najczęściej jakimś następnym darem.

Bardzo wielu osobom pomagała także od strony finansowej, zwłaszcza gdy chodziło o wyjście z trudnych sytuacji. Ks. Silvano Gratilli wspominał: „Starsze osoby pamiętają tragiczny pożar dopiero co zbudowanego baraku, należącego do parafii Jezusa Dobrego Pasterza, a położonego niedaleko domu Córek św. Pawła przy ulicy Alessandro Severo w Rzymie. Zginęło wówczas kilka osób. Nikt nie ponosił za to winy, ale odpowiedzialność spadła na księdza paulistę, który go zbudował i nim zarządzał. Ksiądz ten przeżył ciężkie dni. Także i w tym przypadku serce Pierwszej Mistrzyni nie pozostało obojętne. Między innymi przekazała mu znaczną sumę pieniędzy, mówiąc: „Nie mówiłam o tym jeszcze z Radą, ale daję to księdzu już teraz, gdyż musimy uczynić wszystko, by nie zginął żaden ksiądz”.

Ale to jeszcze nie wszystko. Przychodziła z pomocą także w innych potrzebach, czasem dość poważnych. Uciekali się do niej bowiem księża w najprzeróżniejszych przypadkach, od spraw praktycznych po wewnętrzne rozterki, od trudności z posłuszeństwem po problemy związane z życiem we wspólnocie. Ze wszystkim szło się do niej. Ludzie, którzy „znali łacinę” i studiowali teologię, czuli potrzebę zanurzenia się w jej autentyczności, uczestniczenia w wyważonych rozmowach. Wiedzieli, że potrafi ich zrozumieć. Czasami odkrywali, że już wcześniej ich zrozumiała, odgadując tyle rzeczy swoimi oczami, w milczeniu, modląc się za nich. Odnajdywali w niej wielką umiejętność spoglądania na życie z prostotą i unikania zbędnych komplikacji, i dzięki temu odchodzili pokrzepieni.

Trzeci następca Pierwszego Mistrza, ks. Renato Perino, podkreślał: „Znanym jest fakt, że liczni pauliści są dłużnikami Mistrzyni Tekli za jej szybkie interwencje w sprawach, od których zależały losy ich powołania i wypełniania misji. W niektórych okolicznościach jej macierzyńska troskliwość przybierała znamię Opatrzności Bożej czy też obecności Maryi. Ponadto mówiło się, że liczne siostry z innych zgromadzeń paulińskich, i nie tylko, doświadczyły ze strony tej przełożonej, zwłaszcza w okresach szczególnych trudności, nie tylko rad niezwykłej wagi w odniesieniu do własnych wspólnot, ale również osobistego zainteresowania, dającego się porównać jedynie do matczynej czułości”.

Komentarze