2. Zaskakujący pomysł

Na początku tej historii był on, Alberione, a rozpoczęła się ona w południowym Piemoncie, pośród urodzajnych - dzięki klimatowi i obfitym zasobom wody - równin oraz wzgórz, które cierpliwy geniusz ludzki użyźnił, przekazując je z pokolenia na pokolenie pośród wojen, najazdów, powstań i zaraz. Z okolic Bra, ojczyzny św. Józefa Benedykta Cottolengo, pochodziła rodzina Michała Alberione i Róży Teresy Allocco, dzierżawców podlegających przymusowej wędrówce z jednej zagrody do drugiej. Znajdowali się właśnie w jednej z nich, na równinie San Lo- renzo di Fossano, kiedy to 4 kwietnia 1884 roku urodził się Jakub, czwarty z ich pięciu synów. Wkrótce potem rodzina przeniosła się do osady Cherasco w tej samej prowincji Cuneo.

Mały Jakub mówił, że zostanie księdzem, już w pierwszych latach nauki w szkole w Cherasco. W październiku 1896 rzeczywiście wstąpił do niższego seminarium w Bra, w archidiecezji turyńskiej.

Pierwsze lata nauki przebiegały spokojnie i z doskonałymi wynikami. Jednak w kwietniu 1900 roku szesnastoletni uczeń przeżył głęboki kryzys i nagle opuścił seminarium, przerywając także rok szkolny. Czy miała na to wpływ lektura zakazanych książek, przykład któregoś z kolegów czy niecierpliwość, dokładnie nie wiadomo. Jedno jest pewne: z natury nie był on łagodny, a koledzy nazywali go „fiammifero” (zapałka) ze względu na jego porywczy charakter. Pokora była dla niego zawsze mozolną zdobyczą, a nie przyrodzonym darem.

Jednak już w październiku tego samego roku znalazł się w innym seminarium, w diecezji Alba, do której należy miejscowość Cherasco. Wstąpienie do niego ułatwił Jakubowi miejscowy proboszcz, ks. Jan Baptysta Montersino, darzył bowiem ciągle wielkim zaufaniem tego „zapaleńca”. Tym razem wszystko przebiegało spokojnie, aż do święceń kapłańskich, które Jakub Alberione przyjął 29 czerwca 1907 roku w katedrze w Albie.

Dziesięć miesięcy później w Kolegium św. Tomasza z Akwinu w Genui zdobył doktorat z teologii. Od tej chwili był znany w całej diecezji jako „Wielebny Teolog”.

Rozpoczął pracę duszpasterską jako wikariusz w Narzole. Ale już w październiku 1908 roku biskup Jan Franciszek Re, który go wyświęcił, powierzył mu funkcję ojca duchownego w seminarium. Tym sposobem ks. Alberione przybył do Alby, która liczyła wówczas czternaście tysięcy mieszkańców.

Miasto Alba to dawna rzymska osada, dobrze znana już w I wieku przed Chrystusem, ojczyzna cesarza Publiusza Elwiusza Pertinace (poważanego, lecz panującego krótko: po kilkumiesięcznych rządach został zamordowany w 193 roku) i jedna z najstarszych siedzib biskupich Piemontu. Znane jest imię jednego z biskupów Alby z końca V wieku - Lampadiusza, a także porywczego biskupa Benzone z XI wieku, który opowiedział się po stronie cesarza Henryka IV w jego sporze z papieżem Grzegorzem VII (Hildebrand z Soany, którego Benzone w swoich gwałtownych polemikach nazywał czasami złośliwie „Prandel- lus” - „Obżartuch”).

Ojciec duchowny, a zarazem wykładowca. To bardzo delikatna i kluczowa funkcja w każdym seminarium. Właśnie w tym czasie podkreślał znaczenie tej funkcji sam papież Pius X poprzez swą wytrwałą i pełną troski służbę na rzecz formacji kapłanów. I tak, mając zaledwie dwadzieścia cztery lata, ks. Alberione zaczął pełnić te poważne obowiązki wśród zaskoczenia i zdziwienia: czy to aby rozważne złożyć taką odpowiedzialność na tak niedojrzałe barki? Czy biskup dobrze się nad tym zastanowił?

Tak, biskup Alby dobrze się nad tym zastanowił, podtrzymywany w swej decyzji przez niezwykłego wychowawcę kapłanów ks. Franciszka Chiesa z Monta d’Alba, doktora teologii dogmatycznej, prawa cywilnego i kanonicznego oraz filozofii, który znał każdy pomysł i każdy projekt Jakuba Alberione.

Ks. Alberione pozostał ojcem duchownym w seminarium aż do 1920 roku, podejmując także inne zajęcia: głoszenie kazań w diecezji, którą przemierzał, często pieszo, z jednej miejscowości do drugiej, działalność katechetyczną, rozkrzewianie akcji katolickiej w terenie.

Tymczasem w skrytości ducha przemierzał inną drogę, rozpoczął inną „karierę”. Miała ona swój początek, jak to sam wspominał, w historyczną noc 31 grudnia 1900 roku. Na ten rok „zbliżającego się pośpiesznie do końca wieku, który my sami dzięki Bogu przeżyliśmy w naszym życiu prawie w całości...” ogłaszamy Jubileusz - mówił dziewięćdziesięcioletni papież Leon XIII.

Tego pamiętnego dnia, o północy, cały katolicki świat odprawiał Mszę św. połączoną z uroczystym odśpiewaniem Te Deum i adoracją eucharystyczną trwającą aż do świtu. Szesnastoletni wówczas Jakub Alberione, mając za sobą wiosenny kryzys, spędził te godziny z innymi klerykami w katedrze w Albie, gdzie z wysokości ołtarza, ustawionego w charakterystycznie podwyższonym prezbiterium, lśniła złocista monstrancja — świat wkraczał w XX wiek.

Później będzie wspominał te godziny, pisząc w trzeciej osobie: „Poczuł się głęboko zobowiązany przygotować się do uczynienia czegoś dla Pana, dla ludzi nowego wieku, z którymi będzie żył... Poczytywał sobie za swój obowiązek służyć Kościołowi, ludziom nowego wieku i działać z innymi. Odtąd te myśli zdominowały jego naukę, modlitwę, całą formację. A owa myśl, początkowo nieśmiała, stawała się coraz bardziej klarowna i wraz z upływem lat przybierała niezwykle konkretne kształty”.

Po długim i żmudnym okresie rozeznawania udało mu się w końcu ustalić, czym miałoby być owo „uczynienie czegoś”: chodziło o pełnienie służby Słowa Bożego wobec ludzi nowego wieku, w formie i z wykorzystaniem środków odpowiednich dla nowych czasów, z odnalezioną na nowo skutecznością. W tym celu zaplanował najpierw stworzenie pewnego rodzaju porozumienia lub zrzeszenia, w którym działaliby wolontariusze apostolstwa, od pisarzy po drukarzy i kolporterów dzieł inspirowanych doktryną chrześcijańską.

Później Alberione porzucił ten zamysł i wybrał rozwiązanie jeszcze bardziej nowatorskie: postanowił założyć regularne zgromadzenie zakonne - dwie gałęzie: męską i żeńską, z regułami i ślubami, oddane całkowicie i wyłącznie temu celowi.

Komentarze