3. Mistrzyni Tekla - Przełożona Generalna

Dzień 22 lipca jeszcze się nie skończył. Po południu ks. Alberione zebrał ponownie całą wspólnotę żeńską na „zgromadzenie ogólne . Było ono szczególnie podniosłe z tej racji, że było pierwsze, a więc historyczne. I rzeczywiście było historyczne, choć nie odbyło się w murach pokrytych freskami i pod gotyckimi sklepieniami. W rzeczywistości zgromadzenie zostało zwołane przez ks. Alberione w kuchni, wśród garnków i rondli, ponieważ tam wszyscy czuli się najmniej skrępowani. Podkreślił on raz jeszcze znaczenie gestów dokonanych tego ranka i kontynuował myśl tymi słowami: „Wy nie będziecie zwracać się do siebie „siostro” lub „matko”, ale będziecie używać słowa „mistrzyni”, nie tylko dlatego, by uczcić Boskiego Mistrza, ale także dlatego, że na Jego wzór musicie być światłością i przewodnikiem dla dusz, które zostaną wam powierzone. Waszą obecnością i poprzez wasze dzieło powinnyście ukazywać ludziom Jezusa Chrystusa, Drogę, Prawdę i Życie”.

Teresa Merlo, wzruszona jak pozostałe, wsłuchiwała się z entuzjazmem w te słowa, potwierdzając „wezwanie kobiety ze służby pomocniczej na pierwszą linię ewangelizacji”. I oto dotarły do niej, podobnie jak i do reszty zaskoczonego zgromadzenia, ostatnie słowa Założyciela: „Od tej chwili waszą Przełożoną Generalną jest Mistrzyni Tekla. Wybieram ją na dwanaście lat. Potem... będziecie wybierać same”.

Myślała, że ten dzień, 22 lipca, jest już aż nadto bogaty w wielkie rzeczy dla niej, dla innych i dla przyszłości dzieła. Tymczasem miała jeszcze przyjąć decyzję ks. Alberione, który bynajmniej nie zamierzał zapytać ją o zgodę. Zresztą ona sama także nie oczekiwała tego rodzaju pytania ze strony człowieka takiego, jak Wielebny Teolog. Rano przybrała imię uczennicy św. Pawła, fascynującej postaci niespokojnych czasów I wieku, która miała być potajemną słuchaczką Apostoła w Ikonium, w Azji Mniejszej, a później „służebnicą Boga żywego” głoszącą Ewangelię i zaangażowaną w niezwykłe wydarzenia. Teresa Merlo, przybierając imię Tekla, a zaraz potem zostając przełożoną, stała się również „służebnicą Boga żywego” i współpracownicą św. Pawła. I to z niezwykłą prostotą. Nawet jej do głowy nie przyszło, aby z okazji tej zdumiewającej nominacji uczynić jakiś gest lub wypowiedzieć słowo godne zapamiętania. Żadnych przemówień, łez, uniesień. Przyjęła to z pokorą i prostotą: jeśli Bóg tak chce, to na pewno udzieli nam potrzebnej pomocy.

Sam ks. Alberione też odniósł się do tej nominacji bardzo spokojnie. Po wielu latach, wspominając pierwsze kroki Tekli, Zachował realizm i powściągliwość. Posłuchajmy, co wówczas powiedział: „Dziewczyna słabego zdrowia i chorowita. Pan jednak czyni to, co chce. Uważam, że świętość znajduje zawsze swoje oparcie w postępowaniu i życiu po ludzku mądrym. Najpierw potrzebne są cnoty naturalne, potem cnoty społeczne, rodzinne, a wtedy na tych cnotach buduje się cnotę chrześcijańską i zakonną”. Jakubowi Alberione nie będą się nigdy podobały nazbyt żarliwa pobożność czy uświęcone natchnienie: życie po ludzku mądre przede wszystkim. I jeszcze fragment biografii Mistrzyni Tekli: „Powołana przez Boga w wieku około dwudziestu lat, przyłączyła się do małej grupy dziewcząt, które przygotowywały się, by zostać w swoim czasie Córkami św. Pawła. Teresa była bardzo słabego zdrowia. Kiedy wstąpiła, wiele osób miało wątpliwości, czy będzie mogła kontynuować swój zamiar. Rzeczywiście, zaraz na początku ujawniła się słabość jej zdrowia. Jednak i w tym Pan okazał swą moc i oto dzięki łasce, sile i roztropności dożyła siedemdziesięciu lat...”

Swoją krótką mową 22 lipca 1922 roku, w kuchni pośród garnków, ks. Alberione rozwiązał szybko problem prowadzenia nowej rodziny zakonnej. Zdecydowanie trudniej było utworzyć rząd we Włoszech, a kraj popadł wówczas w dramatyczny zamęt. Toczyły się rozgrywki między faszystami sprawującymi w wielu miejscach władzę, nie mając do tego prawa, a ministrami, którzy wprawdzie takie prawo mieli, lecz nie mieli możliwości z niego skorzystać, poczynając od szefa rządu, uczciwego polityka Ludwika Facta, Piemontczyka z Pinerolo, więźnia rywalizujących ze sobą grup, który w końcu musiał podać się do dymisji. Po tym fakcie pewna ważna osoba napisała do kogoś jeszcze ważniejszego: „W godzinie potrzeby kraj jeszcze raz zwrócił się jednomyślnie do ciebie. Od tego dnia - czytamy dalej w liście - przestałeś być kapitanem grupy, by stać się wodzem kraju, w każdej bitwie i w każdym przedsięwzięciu”. Autorem listu był senator Alfred Frassati (ojciec Pier Giorgio), a proroczym wodzem - Jan Giolitti, były pięciokrotny szef rządu. I być może jego odmowa powrotu na to stanowisko po raz szósty (miał już osiemdziesiąt lat) przysłużyła się do objęcia władzy przez trzydziestodziewięcioletniego Mussoliniego, bardzo zainteresowanego tym szczególnym tytułem „wodza kraju”.

Gdy ks. Alberione ogłosił, że Tekla Merlo będzie Przełożoną Generalną, niektóre z dziewcząt mogły być niemile zaskoczone. Myślały może, że ta funkcja zostanie powierzona Anieli Marii Boffi: odpowiedni wiek, ukończone studia, poświęcenie apostolatowi... Ktoś mógł uważać ją za zbyt despotyczną, żadna jednak nie mogła zaprzeczyć surowości jej życia i pasji, z jaką pracowała, zwłaszcza w Susie, zawsze w ścisłej i serdecznej harmonii z Teklą.

Wielka chęć działania popchnęła ją jednak do podjęcia pewnych ryzykownych inicjatyw, jak zakup gruntów, co stało się powodem nieprzyjemnych konsekwencji. Wszystko potem dyskretnie zakończono, jednak ks. Alberione przekonał się, że choć zawsze bardzo cenił Anielę Marię Boffi, to jej prawdziwa droga była inna.

Rzeczywiście, opuściła ona rodzinę paulińską w 1922 roku, pozostając ze wszystkimi w dobrych stosunkach. W Susie były tercjarki sióstr franciszkanek, założone przez późniejszego błogosławionego Edwarda Rosaz. Wstąpiła do ich wspólnoty na krótki czas. Następnie miała nadzieję, że jej pierwotne zamiłowanie do klauzury może zostać wreszcie zrealizowane w Marsylii, u Sióstr Mniejszych św. Franciszka z Paoli, na początku 1926 roku.
Życie jednak raz jeszcze powiedziało jej „nie”. Dotknięta poważną chorobą, będzie musiała opuścić klasztor i wrócić do rodzinnego Novi Ligure (Alessandria), gdzie pozostali nieliczni krewni. To był ostatni etap jej drogi. Jesienią 1926 roku Maria Boffi przeszła operację chirurgiczną, a 26 października zmarła, mając zaledwie czterdzieści lat.

Dla Tekli śmierć Anieli była bolesnym ciosem, podobnie jak wcześniej jej odejście z rodziny paulińskiej, choć odbyło się ono w atmosferze przyjaznej wyrozumiałości. Mimo różnicy wieku i temperamentu potrafiły się zawsze zrozumieć, dzieląc trudy i nadzieje jak siostry. Były obie razem wzorem i zachętą dla innych.

Komentarze