3. "Zaczynamy być u siebie"

Córki św. Pawła odczuwały potrzebę większej przestrzeni dla siebie w Albie, dlatego ks. Alberione wybudował dla nich dom - jak to już powiedzieliśmy - na terenach zakupionych w dzielnicy św. Kasjana (później Borgo Piave). Był to ich dom macierzysty. Jego zasiedlenie odbywało się jednak stopniowo, w miarę jak budynek był oddawany do użytku.

Nie było jeszcze ogrzewania, a okna nie miały szyb, gdy przybyła Mistrzyni Tekla, by stanąć na czele ekipy, której zadaniem było uszycie zasłon, urządzenie kuchni, ustawienie stołów i łóżek. Była już podłączona prądnica wytwarzająca energię, lecz nierzadko trzeba się było uciekać do świec, które przezorna Mistrzyni Tekla zabrała ze sobą. W 1936 roku poświęcono piękny gotycki kościół pod wezwaniem Boskiego Mistrza. „Zaczynamy być u siebie” - skomentowała to jedna z sióstr. Wszystko to działo się pod przewodnictwem Mistrzyni Tekli, która teraz miała mniej okazji do spotkań z ks. Alberione i doświadczała po raz pierwszy, co znaczy samodzielnie prowadzić zgromadzenie.

Nie chodziło tylko o rozmieszczenie paulistów w Albie. Międzynarodowy wymiar apostolatu, chociaż wciąż jeszcze w fazie początkowej, wpływał już na styl życia w domu macierzystym. Od 1935 roku Mistrzyni Tekla wprowadziła regularną i osobistą korespondencję ze wszystkimi Córkami, bliskimi i dalekimi, które musiały pisać do niej dwa listy na rok: jeden na Boże Narodzenie i drugi na święto św. Pawła (29 czerwca). Problemów życia wspólnotowego nie sposób już było ogarnąć: teraz chodziło również o utrzymanie jedności wśród Córek znajdujących się w Argentynie, w Brazylii, w Stanach Zjednoczonych.

Wspólnota zakonna z przełożonymi miała naprawdę „własny dom” dopiero wtedy, gdy w kościele lub kaplicy mogła przechowywać Najświętszy Sakrament. Meble, wyposażenie, sprzęty, światło i ogrzewanie - tego wszystkiego mogło zabraknąć, ale nie rzeczywistej obecności Pana w Tabernakulum.

W ten sposób w prowizorycznej kaplicy, w oczekiwaniu na nowy kościół, rozpoczynała się zwykle podstawowa działalność Córek św. Pawła, która czyniła je zespołem szczególnym i konsekrowanym: uruchamiano „prądnicę” sił duchowych, podejmując nieustającą adorację Najświętszego Sakramentu. Oto w jaki sposób odbywało się to w Borgo Piave:

„Przede wszystkim chcemy czcić i wielbić Boga: tak rozpoczyna się adoracja... Są dyżury tygodniowe: na każdym czuwaniu przez dwie godziny modlą się dwie siostry. W ciągu dnia czuwają nowicjuszki i różne grupy, nocą profeski. Modlitwa jest zawsze oparta na metodzie Jezusa Mistrza, Drogi, Prawdy i Życia: czytanie, rozważanie, odmówienie tajemnic radosnych Różańca św. Potem rachunek sumienia, po którym następują tajemnice bolesne, i wreszcie wypraszanie łask kończące się tajemnicami chwalebnymi. Czas płynie szybko, nawet tego nie spostrzegamy. Nocą klęczymy na stopniach ołtarza, w dzień przy balustradzie. Ileż to razy przychodziłam na dyżur w późnych godzinach nocnych... Tabernakulum było otwarte (otwierał je ksiądz po błogosławieństwie eucharystycznym o godz. 19.30). Sześć świec mówiło Jezusowi o naszej wierze i miało się wrażenie, że ich blask też jest modlitwą.

Na zewnątrz panowała cisza, głęboka cisza. Czasami ulicą, tuż pod oknami, przechodził spóźniony przechodzień: słyszałyśmy jego kroki, gdy był jeszcze daleko, i niepokoiłyśmy się... Spoglądałyśmy na siebie i instynktownie patrzyłyśmy w zakratowane okna, pragnąc, aby jak najszybciej się oddalił... Po zakończeniu trzeciej części czuwania jedna wchodziła na górę, by obudzić dwie następne siostry, podczas gdy druga czekała na nie”. Oczywiście kościół nie był ogrzewany, nikt nawet o tym nie myślał. „Zimą i w inne chłodne wieczory i noce okrywałyśmy się długim, ciepłym płaszczem sukiennym... Miałyśmy dwa takie płaszcze i przekazywałyśmy je sobie”. Przygotowała je dla Córek osobiście Mistrzyni Tekla. Ona także go wkładała, gdy przypadała jej kolejka, aby odmawiać te same modlitwy i czytać te same czytania co inne siostry, z jednym wyjątkiem: nie mogła się powstrzymać od śpiewania przed Barankiem Bożym.

Tak się często działo podczas spotkań z Córkami, w podróżach samotnych i w towarzystwie. Każda okazja była dobra. Zresztą czynił tak również św. Paweł Apostoł, gdy był uwięziony razem z Sylasem w Filippi. „O północy Paweł i Sylas modlili się, śpiewając hymny Bogu” (Dz 16, 25).

Komentarze