4. Z jednej Ameryki do drugiej

Zobaczyć Znowu Córki z Ameryki, po tylu latach! Po takich latach! Nie doświadczyły one wprawdzie okropności wojny, ale pomagały domowi macierzystemu z wielką hojnością, jak tylko było to możliwe: przysyłały pieniądze, ubrania, żywność, materiał do szycia, dzięki czemu Mistrzyni Tekla mogła pomagać innym. Poza tym korespondencja była bardzo utrudniona, przychodziła z opóźnieniem, listy ginęły lub były przesyłane drogą pośrednią.

Przez cały czas jednak Pierwsza Mistrzyni pisała listy do Córek św. Pawła w Ameryce Łacińskiej. Nie chodziło tu jednak o zwykłą wymianę wiadomości: z całej tej korespondencji wyzierała potrzeba zarządzania odległymi wspólnotami zgodnie z duchem Konstytucji, jak gdyby to był czas pokoju, wyznaczając terminy, bez których wspólnota zakonna żyć nie może. Chodziło tu o składanie ślubów zakonnych, o przyjęcia dziewcząt do nowicjatu.

W liście pisanym w styczniu 1942 roku do Mistrzyni Brygidy czytamy: „Mam nadzieję, że otrzymałaś moje obydwa listy, które napisałam po otrzymaniu twojego ostatniego. Zgoda co do profesji, nowicjatu. Otrzymaliśmy dokumenty pięciu dziewcząt, które chcą wstąpić; do tej pory już pewnie wstąpiły... Już od dawna siostry z Floridy (Argentyna) proszą o egzemplarz Konstytucji dla tamtejszego Biskupa, lecz nie mogę im wysłać. Może wy macie jeden?... Cieszę się bardzo, że zaczynacie wydawać „Famiglia Cristiana”. Tutaj jej nakład wynosi już osiemdziesiąt tysięcy”.

Sierpień 1942 roku: ,Jakże ciężkie to czasy, ta niemożność wymiany korespondencji w szybkim tempie. Niech się dzieje wola Boża. Już prawie od roku nie mam wiadomości z Brazylii; napisz, aby przesłały je do ciebie, a ty je prześlesz do mnie...”

Listopad 1945 roku, kilka miesięcy po zakończeniu wojny: „Powiedziano mi, że byłaś bardzo chora: jak się czujesz obecnie? Bądź spokojna, jeżeli chodzi o pomoc, teraz przysłała nam ją Mistrzyni Paola. Brakowało nam bielizny, lecz już jest dla wszystkich. Nie potrzeba wysyłać. Wysłano nam paczki z Sao Paulo, są jednak zablokowane w Neapolu i kto wie, kiedy je otrzymamy. Jeżeli nie jest się pewnym, lepiej nie wysyłać. Tymczasem szukajcie pomocy dla Włoch. Mamy tu także wiele osób potrzebujących. Ileż biedy obecnie w naszej drogiej Ojczyźnie! Aż żal patrzeć!”

Powróćmy jednak do planowanej podróży. Wyruszyła w nią 28 grudnia 1945 roku cała grupa paulińska, w skład której wchodzili: ks. Alberione wraz z trzema księżmi, Mistrzyni Tekla z Mistrzynią Paolą Cordero i trzema innymi Córkami, ks. Borrano przybyły ze Stanów Zjednoczonych. Cała grupa weszła na pokład Andrea Gritti, który dotarł do Stanów Zjednoczonych 11 stycznia 1946 roku. Założyciel i Pierwsza Mistrzyni podróżowali Mistrzyni Tekla serdecznie obejmuje Mistrzynię Ignację Balia, która po jej śmierci zostanie Przełożoną Generalną Córek - zdjęcie zrobione na lotnisku W Ciampino w 1956 roku.

to razem, to oddzielnie, zależnie od potrzeb. Do Brazylii i Argentyny polecieli samolotem; był to powietrzny chrzest dla Mistrzyni Tekli. Przebywali tam od 9 lutego do 4 kwietnia. W końcu wrócili do Nowego Jorku, by stamtąd odpłynąć na Vulcanii do Włoch. Do portu w Neapolu dotarli 22 maja 1946 roku.

W czasie podróży morskiej pisała do Córek: „Rok 1946 powinien być dla wszystkich rokiem postępu. Mam nadzieję, że po powrocie odnajdę was wszystkie lepszymi i bardziej świętymi. Na świecie jest bowiem o wiele więcej do zrobienia niż dawniej. Lecz aby działać, trzeba przede wszystkim być. Reszta - sposoby produkcji, techniki rozpowszechniania, zdolności organizacyjne - przychodzą potem”.

W Stanach Zjednoczonych ogarnęła ją znowu fascynacja tym wielkim krajem, jego pluralizmem etnicznym i kulturowym. Dostrzegła tu bardziej atrakcyjne pole działania dla całej rodziny paulińskiej, nowe wyzwania wobec świata zachodniego. Był to również bardziej przekonywający dowód, że ks. Alberione naprawdę działał pod natchnieniem, o czym pisała pod koniec stycznia 1946 roku: „Im więcej się jeździ, tym bardziej pojmuje się rozległość naszego apostolatu. Doprawdy trzeba codziennie dziękować Panu i odczuwać świętą dumę z tego, że powołał nas do tak aktualnego zgromadzenia”. W czasie liturgicznego święta nawrócenia św. Pawła (25 stycznia) nie mogła powstrzymać się od zakomunikowania swego odkrycia: „Tym, co mi sprawiło największą przyjemność, był fakt, że tutejsze Córki bardzo kochają św. Pawła. O wiele bardziej niż my!”

Chodziło o siostry z promu kursującego pomiędzy Staten Is- land a lądem stałym i ich torby wypełnione książkami. Wraz z wybuchem wojny pomiędzy Włochami a Stanami Zjednoczony- mi, w grudniu 1941 roku, nastąpiło zerwanie łączności z Włochami. Jednocześnie Córki znalazły się w obliczu nowego posłannictwa: pomoc włoskim jeńcom wojennym.

Dla tysięcy z nich było rzeczą cudowną, znalazłszy się za Atlantykiem, spotkać te włoskie siostry. To tak, jakby odnaleźli kawałek domu. Działały zupełnie tak samo, jak Mistrzyni Tekla w Rzymie, goszcząc przez godzinę, dzień lub całe miesiące pojedyncze osoby, całe rodziny czy wspólnoty. To składnik charyzmatu: sprawić, by każdy czuł się jak u siebie w domu, kazać usiąść zgłodniałym na miękkiej trawie. Jeńcy włoscy w Ameryce z pewnością nie byli głodni w sensie dosłownym, brakowało im rodzinnego kraju, Włoch, które każdy utożsamiał z domem.

Tę właśnie domową atmosferę potrafiły im stworzyć Córki św. Pawła. Troszczyły się, by przybył ksiądz na niedzielną Mszę św., organizowały obiady i odwiedziny krewnych mieszkających w Ameryce (wśród nich był ojciec pewnego jeńca). Rozwijały czytelnictwo, rozpowszechniając książki religijne w dużych ilościach. Pierwsza Mistrzyni mogła być dumna z tych Córek, podziwiała ich oddanie i „zakotwiczenie” w św. Pawle, powtarzając pod adresem innych Córek: „My we Włoszech powinnyśmy się trochę upokorzyć i żałować, że nie doprowadziłyśmy tak wielu osób do nabożeństwa do św. Pawła”.

Następnie wraz z ks. Alberione poleciała do Ameryki Łacińskiej. Odwiedziła Córki w Brazylii. Była wśród tych z Sao Paulo, które ją gościły, i tych z Porto Alegre, które do niej przybyły. Widać tu było twarze pionierek przybyłych w 1932 roku i nieco później, a to ze względu na wojnę wydawało się dość odległymi czasami. Nieraz przeżywały kryzysy — wówczas zadaniem Tekli było kierowanie nimi i podtrzymywanie ich na duchu poprzez listy pisane wśród tylu trudności, do których należał także dzielący je Atlantyk.

*

W pewnym sensie ciągle jeszcze trzymała je za rękę, zwłaszcza w latach, kiedy to wszystko było nowe i trudne. Teraz Córki mogły pokazać Mistrzyni Tekli budynki wzniesione na zakupionej ziemi, nową drukarnię i projekt dużego czteropiętrowego domu, którego budowę miały zamiar rozpocząć w 1947 roku.

Były też nowe twarze, prawdziwie brazylijski wkład do rozpowszechniania Słowa Bożego: „Mają piętnaście postulantek i tyle samo kandydatek” — ogłosiła w jednym z listów okólnych. Nowicjat rozpoczęły w 1940 roku i za kilka lat Rzym miał ujrzeć pierwsze Córki brazylijskie przybywające dla doskonalenia się w teologii. Tymczasem jedna z nich wyruszyła z nią już teraz do Włoch.

Owa wizyta na „pierwszej linii” skłoniła ją do napisania listów, które były hymnami pełnymi wdzięczności za to, co czyniły Córki, za to, co obiecywały swym przybyciem - takie młode, żywe, otwarte i przejrzyste dzięki swej spontaniczności. „Gdziekolwiek się znajdę, z kimkolwiek rozmawiam, rozumiem coraz lepiej, że my, Córki św. Pawła, jesteśmy umiłowane przez Pana. A upatruję to po pierwsze w wielkiej łasce powołania zakonnego, a następnie w tym, że pozwala nam pracować na polu świętego apostolatu wydawnictw”.

Podczas wizytacji w Argentynie ujrzała w pełni działający nowicjat, zatwierdzony kanonicznie już w 1940 roku, a jednocześnie początki budowy dużego domu przeznaczonego do celów formacyjnych. Utworzono również dwa domy filialne. Jeden z nich - w Rosario - został otwarty w 1936 roku. Pomagał im w tym miejscowy biskup (późniejszy kardynał i arcybiskup Buenos Aires) ks. Antoni Caggiano; co więcej, to właśnie on znalazł sposób, by szybko dać poznać miejscowym ludziom działalność Córek: zaproponował im, by towarzyszyły mu podczas jego wizytacji duszpasterskiej w diecezji. Filia w Santa Fe została otwarta w 1940 roku i tkwiła jeszcze w fazie początkowych niewygód, typowych dla małej wspólnoty oddalonej od centrum. Wielki „skok” do centrum miasta nastąpił dopiero w 1950 roku.

Po tej podróży zdawała się być pokrzepiona również fizycznie. Właśnie nadszedł czas na dynamiczny rozwój, nie można dłużej czekać: „Nasz apostolat wymaga szerszego zaangażowania i rozwoju, a wobec tego większej liczby sióstr”. W tym celu napisała długi list okólny z bardzo szczegółowymi wskazaniami na temat pracy powołaniowej i kryteriów wyboru. „Trzeba być ostrożnym i uważnym w przyjmowaniu aspirantek do tak specyficznego apostolatu. Nie wierzcie, że wybierając lepiej, znajdziecie mniej. Dobry wybór będzie na korzyść zgromadzenia, bo dzięki temu będzie się ono cieszyło większym szacunkiem, a to jest doskonały sposób, aby przyciągnąć osoby bardziej uzdolnione”.

Także i tym razem nie uprzedziła swojej matki o podróży do Ameryki; już podczas pobytu w Albie wiedziała, że matka martwi się jej zdrowiem i nie chciała powiększać jej obaw. Teraz uspokajała ją, pisząc w liście: „Odbyłam krótką podróż aż do Ameryki... podróż zniosłam dobrze, bez zmęczenia... A ty, czy brałaś udział w głosowaniu?” W niedzielę 2 czerwca 1946 roku odbyły się we Włoszech wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego i referendum w sprawie systemu sprawowania władzy (monarchia czy republika). W Rzymie wszystkie paulistki poszły głosować, na czele z Mistrzynią Teklą, stojąc w długiej kolejce przed lokalem wyborczym.

W grudniu 1946 roku na Boże Narodzenie pisała do matki: „Mamy zimę, uważaj na chłód, bądź ostrożna. Zawsze modlę się za ciebie, droga mamo, i codziennie pamiętam o tobie”. Był to z pewnością ostatni list do matki, która zmarła kilka tygodni później, 18 stycznia 1947 roku, w wieku osiemdziesięciu lat.

 *

Pewnego październikowego dnia 1922 roku ulicami Susy szła, prowadzona za rękę przez ojca, dziewięcioletnia dziewczynka. Jej matka niedawno umarła, ojciec pragnął więc powierzyć ją grupie dziewcząt prowadzących drukarnię w przekonaniu, że prowadzą one również szkołę lub przedszkole. Spotkał on Teresę Merlo, wówczas dwudziestoośmioletnią, i przeraził się słysząc, że dla dziewczynek nie ma tu miejsca. Przerażona była również Teresa na samą myśl, że naraża tę małą na niepewną przyszłość. W końcu postanowiła się nią zaopiekować, będąc dla niej matką, siostrą i nauczycielką.

Tą dziewięcioletnią dziewczynką była Irena Conti. Wtedy nawet nie przypuszczała, że na ulicach Susy stawia właśnie pierwsze kroki na drodze, która zaprowadzi ją tak daleko. Bardzo daleko, bo aż do Japonii, w habicie Córek św. Pawia, dokąd została wysłana przez tę samą Teresę, która w tamten październikowy dzień po raz pierwszy ujęła ją za rękę.

Była wiosna 1947 roku. Siostra Irena Conti oraz dwie jej współsiostry, Palmira Bernardini i Lorentina Nota, stanęły przed Piusem XII i zwróciły się do niego w następujący sposób: „Wasza Świątobliwość, właśnie wyjeżdżamy do Japonii, ale nie znamy języka, nie wiemy nic o tym kraju...” Pius XII pobłogosławił im z uśmiechem, pobłogosławił na wszystko, co je miało spotkać podczas tej przygody. Lecz przede wszystkim podkreślił: „Błogosławię waszemu życiu wewnętrznemu. Życiu wewnętrznemu!” A im się wydawało, że słyszą Mistrzynię Teklę, która mówiła im dokładnie to samo, głosiła wzrastanie w duchu, uczyła je być, ponieważ bez tego żadna Córka św. Pawła niczego nie byłaby w stanie dokonać.

A zatem Japonia. Domy w Ameryce funkcjonowały już samodzielnie - o ich wzmocnieniu, w miarę możliwości, pomyślano wcześniej. Tymczasem ks. Alberione rozmyślał już o Dalekim Wschodzie, o kraju, z którego przybył ks. Paweł Marcellino „na urlop” po dwunastu latach pracy. Opowiadał o tym niezwykłym kraju podczas medytacji w domu macierzystym i w Rzymie, przysparzając mu wielu miłośników.

Dostać się do Japonii było jednak rzeczą skomplikowaną. Trzy Córki św. Pawła wyruszyły już na poszukiwanie Wschodu poprzez Zachód, niczym Krzysztof Kolumb. Z Włoch dotarły do Nowego Jorku, gdzie pozostały przez dziewięć miesięcy. W styczniu 1948 roku przemierzyły Stany Zjednoczone, aż do San Francisco, skąd statkiem udały się na Filipiny. W końcu, 6 sierpnia 1948 roku, zeszły na ląd w Jokohamie. Powitał je ks. Paweł Marcellino, który przygotował już wszystko, łącznie z mieszkaniem w stylu japońskim w Tokio. A dwie młode Japonki ze stolicy natychmiast zaczęły je uczyć, jak się po nim poruszać, jak przyjmować gości, jak w nim żyć.

Było to dokładnie to, czego uczyła Mistrzyni Tekla od dawna: przyzwyczaić się z radością do zwyczajów innych ludów, uszanować ich tradycje, pogłębić ich kulturę, tak jak czynił to przez całe swe życie Paweł Apostoł. ,,W tym czasie, wspominała siostra Irena, w Japonii była bieda i brakowało środków do życia. Pierwsze powołania wywodziły się spośród warstw ubogich, ale Mistrzyni Tekla gorąco nas zachęcała, abyśmy przyjmowały je i pomagały im, dając niezbędne rzeczy, ponieważ, jak mówiła, bieda nie powinna być przeszkodą w przyjęciu powołania”.

*

Tymczasem Pierwsza Mistrzyni odwiedzała domy Córek we Włoszech, mając na uwadze przede wszystkim powołania. W tym czasie razem z Założycielem zgodnie podejmowali problem nowych powołań. Wspólnota paulińska, realizująca cele zaaprobowane przez Kościół, potrzebowała także wielu nowych członków. Nie można dopuścić do tego, by trudny okres powojenny przeżywać w bezruchu. Jest rzeczą oczywistą, że powołania pochodzą od Pana, należało jednak współpracować z łaską Bożą poprzez zaproszenie, wskazanie, informację, trzeba było dać pierwszy znak. Jej kierowca, siostra Józefina Balestra, wspominała: „Podczas podróży, przemierzając rozległe przestrzenie usiane wioskami i zagrodami, często stawiała sobie pytanie: Kto wie, czy jakaś z Córek św. Pawła dotarła aż tutaj, by przynieść słowo Boże tym ludziom! Módlmy się o to! I natychmiast odmawiałyśmy jakieś krótkie inwokacje w intencji tych ludzi i powołań”.

Komentarze