5. Świadomość i odpowiedzialność

To, że wszyscy trzymali się mocno, było efektem tego, w jaki sposób ks. Alberione odnosił się do tej całej sprawy. Jego porywczy charakter bardzo cierpiał z powodu tych ataków, ale nigdy nie zdołały zakłócić jego spokoju, gdy przebywał z chłopcami. W obliczu żadnej trudności, niepowodzenia, wypadku, nawet pożaru w domu, nie uważał się za ofiarę, mówił raczej o niedostatecznej wierze. Swojej w pierwszym rzędzie!

„Mam tylko dwa zmartwienia - mówił chłopcom podczas jednego z rozważań w 1918 roku - pierwsze, że nie jestem jeszcze dość dobry, a drugie, że wy nie jesteście jeszcze dość święci. Takie tylko są moje udręki, innych nie mam, wszystko inne jest niczym...”

Ta surowa formacja nie pozwalała na bezczynność i uświadamiała każdemu jego osobistą odpowiedzialność. Stanowiła punkt wyjścia do ukształtowania ludzi gotowych wyruszyć w jakimkolwiek kierunku, bez oparcia czy pomocy, uzdalniała do stawiania czoła trudnościom i przeszkodom, także w katolickim świecie. W ten sposób zwalczał on skłonność do pobłażania sobie i uczył patrzeć z rozmachem, nawet wtedy, gdy przyszło żyć w małym, prawie niedostrzegalnym świecie: przecież przyszłe „apostołki od prasy” można było na razie policzyć na palcach jednej ręki!

*

Zobaczmy teraz, jak działała grupa ks. Alberione - na podstawie jego raportów do biskupa. Już w lutym 1916 roku rozpoczęto drobną sprzedaż książek. Prowadziła ją Teresa Merlo, mająca pieczę nad dziewczętami w pracowni. Obowiązywało kryterium maksymalnej samowystarczalności; trzeba było pomyśleć samemu nawet o kuchni. Potem potrzebna była nauczycielka, posiadająca dyplom uprawniający do nauczania w szkole podstawowej. Tej działalności poświęciła się Aniela Boffi, zachęcona przez Wielebnego Teologa, który w roku 1918 mógł powiadomić biskupa, że zdobyła ona kwalifikacje nauczycielskie i że przygotowuje już trzy następne nauczycielki.

Z czasem lista zajęć wzbogacała się: pracownia dla dziewcząt przychodzących z zewnątrz, sprzedaż książek i dewocjonaliów, katechizacja, skład drukarski. A zatem dziewczęta zaczęły się zmagać także z czcionkami. Znały już Drukarnię Małego Robotnika i wiedziały, że ci młodzi początkujący zecerzy i drukarze będą przyszłymi księżmi, ludźmi nowego apostolatu.

Także przed Córkami otworzyła się ta sama droga. Zaczęły natychmiast, wykonując prace pomocnicze, jak np. składanie arkusza, zszywanie ręczne książek, pakowanie i wysyłanie paczek. W 1917 roku przystąpiły także do składu, na początek zajmowała się tym jedna osoba. W tym czasie na czele grupy żeńskiej stały trzy osoby: Alberione był „Dyrektorem”, panna Boffi - „Dyrektorką”, a Teresa Merlo - „asystentką” z małej litery.

Grupa tzw. stałych dziewcząt należała do parafii świętych Kośmy i Damiana. Ksiądz kanonik Chiesa, od 1913 roku proboszcz, od razu rozwinął tam inicjatywę kluczową dla nauczania religii: kształcenie nowych nauczycieli katechizmu. Zorganizował trzyletnie kursy z cotygodniowymi konferencjami, z egzaminem co roku i końcowym dyplomem „nauczania katechetycznego”, oraz czwarty rok konferencji o charakterze ascetycznym, odbywających się co dwa tygodnie.

Poza tym po rekolekcjach w sierpniu 1914 roku zrodziło się w parafii Stowarzyszenie Katechetyczne. Z jego statutu wynikało jasno, że kształcenie katechetek będzie mocno związane z wewnętrzną formacją. Będą więc rekolekcje, dni skupienia, codzienne rozważanie, adoracja eucharystyczna oraz działalność, którą dzisiaj określilibyśmy mianem wolontariatu.

W takim klimacie formowały się pierwsze Córki, szczególnie dwie z nich: Aniela Boffi, najstarsza wiekiem, a wraz z nią Teresa Merlo, która uczęszczała na drugi i na trzeci rok pierwszego kursu katechetycznego, a potem na konferencje ascetyczne. Do tego wszystkiego dodajmy oczywiście działalność ks. Alberione, który przychodził bezpośrednio do pracowni ze swoimi konferencjami, wygłaszając je bez katedry i sali wykładowej, raz w pracowni, innym razem w kuchni. Opowiadano nawet, że chłopcom ze szkoły drukarskiej wyjaśniał filozofię św. Tomasza z Akwinu przy gotowaniu mamałygi!

Gdy mówimy o chłopcach, nie możemy zapomnieć o kluczowym momencie w historii zgromadzenia. Już jako drukarze klerycy ci stawiali pierwsze kroki na drodze życia zakonnego. 8 grudnia 1917 roku, w święto Niepokalanego Poczęcia, w Szkole Drukarskiej przed ks. Alberione przyodzianym w komżę i stułę czterej chłopcy odnowili publicznie śluby, które wcześniej złożyli prywatnie. To prawdziwie historyczne wydarzenie potwierdzała jeszcze zmiana imion, Zgodnie z tradycyjnym zwyczajem: Józef Giaccardo stanie się Tymoteuszem, Michał Ambrosio - Dominikiem, Dezydery Costa - Janem Chryzostomem, Bartłomiej Marcellino - Pawłem. W tym samym czasie podobne śluby składał Toąuato Armani, odbywający wówczas służbę wojskową w mieście Novara, przyjmując imię Tytus.

29 czerwca 1918 roku, podczas gdy oddziały włoskie zwyciężały w decydującej potyczce z Austrią, w święto Piotra i Pawła także Córki uczyniły krok naprzód w kierunku stanu zakonnego. Wspólnego odnowienia ślubów, jeszcze prywatnych, podjęły się na razie tylko trzy dziewczęta: Aniela Maria Boffi, Teresa Merlo i Klelia Calliano. Uroczystość była pośpieszna, prawie konspiracyjna. Odbyła się wczesnym rankiem w obecności ks. Alberione, ale bez wiedzy pozostałych dziewcząt. Przed nimi była jeszcze daleka droga.

Teresa nie okazywała niecierpliwości, nawet tej określanej mianem „świętej”. Dobrze wiedziała, że formacji nie przyspiesza się na rozkaz. A z drugiej strony nie należała do tych, które płaczą z powodu oddalenia od domu i rodziny. Jej wybór został bardzo dobrze przemyślany, nie żałowała niczego. Nigdy! Przetrwała w niej czuła pamięć o bliskich, o miłości, jaką ją obdarzyli, zwłaszcza w dzieciństwie, gdy niedomagała. Teraz w jej listach do domu widać było jakby specjalną troskę o odwzajemnienie tej miłości - w tym stanie, do jakiego Bóg ją powołał.

Oto, co czytamy w jednym z listów do matki z 1916 roku: „Mamusiu najdroższa, z okazji imienin chciałabym powiedzieć Ci tyle pięknych rzeczy, ale tego, co czuję, i tak nie potrafię wyrazić. Z pewnością nie oderwałaś się od swojej Teresy bez uczucia bolesnej rozłąki. (...) Choć codziennie wiele razy modlę się za Ciebie, to w dniu Twoich imienin zrobię to z jeszcze większym sercem. (...) Chcę, aby moja Mama mogła otrzymać wszystkie łaski, jakich pragnie dla siebie, dla synów-żołnierzy, dla tych dzieci, które ma bliżej siebie”.

Wspomnienie braci na wojnie skierowało jej myśl do ojca Hektora, któremu napisze dalej: „Drogi Ojcze, Ty także potrzebujesz pociechy i otuchy, nieprawdaż? Jeszcze raz pragnę podziękować Wam za chrześcijańskie wychowanie, które mi daliście; cenię je sobie i jestem Wam za nie wdzięczna coraz bardziej...”

W 1918 roku (ostatnim pierwszej wojny światowej) wybuchła zabójcza epidemia grypy, zwanej „hiszpanką” (ze względu na kraj pochodzenia). Rozszerzyła się potem prawie w całej Europie, a także w Stanach Zjednoczonych. Umarły setki tysięcy ludzi, chorowały miliony. Najpierw rodziny żołnierzy lękały się żałobnego telegramu wojskowego zawiadamiającego o śmierci na froncie. Teraz także żołnierzy ogarnął lęk przed tragicznymi wiadomościami z domu. „Hiszpanka” zbierała bezlitośnie swe żniwo, zabijając młodych i starych, słabych i silnych.

W „Pracowni dla Kobiet” Klelia Calliano była z pewnością najsilniejsza i najweselsza. Jedna z pierwszych dziewcząt, pochodząca z Corneliano d’Alba, z takim samym entuzjazmem podchodziła tak do sztuki drukarskiej, jak i do zmywania naczyń. Bezlitosna choroba dosięgła także i ją. Klelia zmarła w wieku dwudziestu sześciu lat, 22 października 1918 roku wieczorem, w chwili, gdy wokół jej łóżka pozostałe dziewczęta odmawiały piątą tajemnicę chwalebną Różańca. Kleryk Józef Giaccardo przekazał, że przed śmiercią wyszeptała do ks. Alberione takie słowa: , Jeśli Pan pozwoli mi żyć, chcę poświęcić wszystkie moje siły dla dobra prasy, nawet jeśli miałabym tylko gotować lub sprzątać miejsce, gdzie inne pracują. To już będzie dużo. Jeśli umrę, ofiaruję swoje życie w intencji dobrej prasy...”

Komentarze