6. Fascynacje Dalekim Wschodem

Na początku 1949 roku zwyciężyła w Chinach komunistyczna armia Mao Tse-tunga. Po rozbiciu oddziałów nacjonalistycznych Czang Kaj-Szeka w styczniu „czerwoni” zajęli Pekin, odwieczną rezydencję cesarzy, co Mao skomentował słowami: „Trzydzieści lat upłynęło i powróciłem do starożytnej stolicy”. Stolicą Czang Kaj-Szeka stał się Nankin, jednak nacjonaliści nie zdołali go utrzymać: armia Mao zdobyła miasto 24 kwietnia.

Ze względu na tę sytuację ks. Alberione był zmuszony zrezygnować z tego, na czym najbardziej mu zależało: to właśnie w Nankinie pragnął zobaczyć siedzibę paulińską, którą odbudowali w 1938 roku, po wojnie chińsko-japońskiej, księża Józef Bertino i Herkules Canavero. Nie było mu to jednak dane. Któregoś dnia napisał: „Tak zwana żelazna kurtyna przemieściła się niespodziewanie i zamknęła połączenia drogowe, telefoniczne i radiowe z Nankinem. Przyspieszyłem wyjazd z Rzymu, aby zdążyć na czas; z żalem muszę się obecnie zadowolić przesłaniem błogosławieństwa, przelatując nad Morzem Chińskim czy będąc w tych okolicach”.

Podróż Założyciela i Mistrzyni Tekli rozpoczęła się 3 kwietnia 1949 roku. Wyruszyli z Ciampino do Delhi, mając kilka śródlą- dowań po drodze. W stolicy Indii doszło do pięknego spotkania, które tak oto zostało uwieńczone w dzienniku podróży: „Wielkim pocieszeniem w Delhi było ujrzeć po dwunastu latach ks. Alfonsa Ferrero i brata Bernardyna, którzy wciąż jeszcze odczuwają skutki choroby i drutów kolczastych, za którymi spędzili ponad sześć lat. Są to prawdziwi i przeżywający w sposób pełny swe powołanie pauliści”.

Tutaj nasi podróżni rozdzielili się. Ks. Alberione pozostał w Delhi, a Mistrzyni Tekla kontynuowała podróż do Kalkuty i na Filipiny. W miarę, jak przemieszczała się z jednego miejsca do drugiego, mieszkańcy Wschodu wywierali na niej coraz silniejsze wrażenie, ujmowali ją wybuchami radości i ogromem cierpienia. Ci ludzie, biedni i półnadzy, mrowiący się w urzędach i na ulicach Kalkuty - to oni właśnie „zwracali na siebie jej uwagę”. Wobec takiego ubóstwa czuła się dłużniczką, chciała przynajmniej przerwać milczenie, powiedzieć coś, co pozwoliłoby im czuć się żywymi istotami. Nie była jednak w stanie znaleźć właściwych słów, nie zrozumieliby jej.

Te kobiety, służące, „należące do najniższej kasty, do których nie można było się zbliżać”. Widziała jedną z nich z kolczykami w nosie i obrączkami na palcach u nóg; spoglądały na siebie i Hinduska, widząc przed sobą zakonnicę, uczyniła znak krzyża. „Dziś rano poprosiła mnie o obrazek Jezusa. Dałam jej mały poświęcony krzyżyk. Była szczęśliwa”. Indie, niezależne od 1947 roku, przeżywały trudności związane z organizacją życia gospodarczego i społecznego w kraju. Jakiś fanatyk zamordował duchowego przywódcę Indii Ghandiego, a kraj, wstrząsany konfliktami i biedą, przygotowywał się do opracowania demokratycznej konstytucji.

*

Teraz przyszła kolej na Filipiny. Chyba nie stąpała po tej ziemi dotychczas bardziej szczęśliwa zakonnica. Gdy zbliżała się do Manili, zapewne nie raz przychodziły jej na myśl listy wysyłane różnymi drogami podczas wojny, która przyniosła ze sobą tyle nieszczęść: „Straciłyście wszystko! Obyście wy wyszły cało!” W lipcu 1947 roku pisała: „Co robicie teraz, gdy nie możecie już prowadzić apostolatu? Czy pauliści też stracili wszystko? Miejmy nadzieję, że wkrótce będzie można znowu drukować dla dobra tych biednych ludzi... Również we Włoszech mamy prawie wszystko zniszczone: koleje, mosty, miasta... Obyśmy przynajmniej my potrafiły być dobre i pocieszać Pana”.

A oto i Manila. Przy schodach do samolotu stały te, które przeżyły inwazję na Chiny, inwazję na Filipiny, ucieczkę przed bombardowaniami. Tyle rzeczy do opowiadania, świąt do obchodzenia, a tymczasem... nic. Siostra Kleofa Zanone, jedna z tych, które ocalały, wspominała: „My wszystkie ubrane na biało, a ona w środku na czarno, szłyśmy bez słów, z twarzami zalanymi potem i łzami, a ona nas pocieszała: "Pozostanę z wami czterdzieści dni, będzie czas na opowiadanie”.

Córki nie posiadały samochodu, chciały go więc wynająć, ona jednak odmówiła: ,Jeśli ludzie podróżują w ten sposób, jeśli wy podróżujecie w ten sposób, dlaczego nie mam tak podróżować także ja?” A zatem skorzystały ze środków komunikacji publicznej, tak jak wszyscy. Sprawić, by mówiły, słuchać wszystkiego - także i tego, o czym nie każda śmie mówić od razu - tak, jak to się zdarza w prawdziwej rodzinie. Straciły wszystko, ale znowu rozpoczęły działalność. Rozprowadzały wiele książek, a widziały także potrzebę rozpoczęcia jak najszybciej swej „przygody” z filmem. Zresztą Pierwsza Mistrzyni poczyniła podczas podróży te same refleksje, widząc wszędzie kina o potężnych fasadach, oklejone wielkimi plakatami. Nie mogła powstrzymać okrzyków radości na widok filipińskiego pejzażu: ,Jaka wspaniała przyroda i jakie piękne niebo! Wydaje się, że stąd jest bliżej do raju!”

Jaśniały oczy młodych Filipinek, postulantek. Były to najnowsze siły zgromadzenia, gotowe do działania w ojczyźnie, ale również poza nią, może daleko, ponieważ - jak mówiła Pierwsza Mistrzyni - „świat jest wielki, a na każdym kroku spotyka się innych ludzi”, którym trzeba głosić Jezusa Chrystusa.

W trakcie tych gawęd trwających przez czterdzieści dni, jak również podczas gier i zabaw czy cerowania pończoch, miało miejsce doskonalenie z zakresu działalności misyjnej. Pierwsza Mistrzyni używała wyrażenia „dobro dusz”, typowego dla jej czasów, które dzisiaj uważa się za „przeżytek” w znaczeniu socjologicznym lub też w ogóle go się nie używa. Dla niej dusza była wszystkim. Ta część nieśmiertelna każdego z nas, milionów i miliardów żyjących na tej ziemi, była podstawą powszechnego braterstwa. Wychodząc od tego „dobra dusz” - jak się tego nauczyła od ks. Pistone, od kanonika Chiesa z Alby, od Pierwszego Mistrza, każdego dnia i w każdym miejscu - udało się Tekli pokonać wszystkie bariery, zewnętrzne i wewnętrzne. Na przykład siostry z Lipa chciałyby odwiedzać w niedziele pewne odległe dzielnice, ubogie i pozbawione księdza, ale musiałyby wtedy zrezygnować z drugiej Mszy św. i Komunii w tym dniu. A ona była gotowa: ze wszystkiego warto zrezygnować, aby zanieść pociechę tym „biednym duszom” poprzez odwiedziny czy dobre słowo. Chrystus powinien być niesiony wszystkim ludziom, tam, gdzie są, i niezależnie od tego, jacy są.

Kiedy przybył ks. Alberione, Tekla pojechała razem z nim do Tokio. Tutaj siostry, które kiedyś mówiły do papieża Piusa XII: „Wasza Świątobliwość, nie znamy języka”, uczyły się go z dobrymi wynikami. Rozpoczęły niedzielną szkołę katechizmu dla dzieci, przyjęły kilka dziewcząt Japonek, pojawiły się pierwsze powołania. Kończył się powoli okres okupacji. Zwycięstwo komunistów w Chinach zmieniło politykę Stanów Zjednoczonych, które przedtem zamierzały zniszczyć przemysł japoński. Kraj pokonany w 1945 roku stał się koniecznym elementem systemu obronnego, utworzonego w celu utrzymania pokoju na Dalekim Wschodzie. Z tego względu w ciągu kilku lat przekształciły Japonię w wielkie mocarstwo ekonomiczne.

Towarzystwo św. Pawła podjęło w Tokio szczególną działalność, uwzględniając zarówno bogatą tradycję narodową, jak i nowości okresu powojennego. Zrodziła się inicjatywa stworzenia radia japońskiego, które poruszałoby problemy kulturalne, oczywiście przy współpracy Córek. Młode aspirantki Japonki patrzyły z zachwytem i radością na Pierwszą Mistrzynię, kiedy ta cerowała bieliznę sióstr.

Stała się entuzjastką tego narodu: „Wydawało się, że rozpowszechnianie wśród Japończyków jest rzeczą bardzo trudną. 

Pierwszy Mistrz powiedział, by rozpocząć to dzieło, i teraz Córki zajmują się rozpowszechnianiem tak samo jak we Włoszech czy innych krajach. Spotykają się z miłym przyjęciem ze strony wszystkich: tak protestantów jak i pogan” (w jej języku „poganin” oznacza ogólnie niechrześcijanina).

*

Podróż trwała dalej. Po długiej wędrówce - 6 czerwca - dotarła wreszcie do Meksyku. Tutaj Córki św. Pawła przybyły zaledwie przed rokiem, Teklę zaskoczyły więc pierwsze rezultaty: „Ileż książek rozpowszechniają!” Ludzie lubili siostry i cenili ich dzieło. Ale wszędzie powtarzała się ta sama historia: było ich zbyt mało. „I tutaj dwoją się i troją, by szukać powołań, tak samo zresztą jak w Japonii i na Filipinach, jednakże proszą o Włoszki. Czy znajdzie się jakaś?”

Ten problem pojawił się w jednym z jej okólników napisanych po powrocie (24 lipca - wyruszyła do Włoch przez Stany Zjednoczone i Portugalię). Wymieniając niektóre „rzeczy, których się nauczyła” w czasie podróży, powracała z naciskiem do koncepcji ks. Alberione: „Nauczyłam się, że jesteśmy niczym, nic nie znaczymy i niczego nie możemy zrobić bez łaski Bożej. Dlatego musimy nieustannie zachowywać pokorę i prosić w modlitwie o Bożą pomoc. Same z siebie potrafimy tylko popsuć. Pan natomiast potrafi czynić wielkie rzeczy, kiedy znajduje dusze łagodne i pokorne”.

Następnie poruszała problem powołań: ,Jest tyle dusz oczekujących zbawienia, a tak mało robotników Ewangelii. Pomyślcie: jeszcze połowa ludzkości nie zna Boga, a druga połowa znając Go, służy mu za mało. We wszystkich domach skarżą się na brak sióstr i proszą o pomoc. Niektóre mówią z entuzjazmem o misjach, jakby chciały tam jechać, ale potem broń Boże ruszyć je z małego gniazdka, które sobie uwiły! Trzeba ukształtować w sobie serce misyjne: wielkoduszne, oderwane od wygód, gotowe na wszystko”.

Podczas podróży ks. Alberione i Mistrzyni Tekli, 27 czerwca 1947 roku, Pius XII zaaprobował ostatecznie i całościowo Towarzystwo św. Pawła jako Instytut wraz z jego Konstytucjami. A ich artykuł drugi podkreślał, że celem właściwym Towarzystwa jest „rozkrzewianie doktryny katolickiej poprzez apostolat wydawnictw, czyli przez prasę, kino, radio i telewizję oraz inne środki, najskuteczniejsze i najszybsze, których dostarcza ludzki postęp, a potrzeby i uwarunkowania czasów wymagają”.

Ze względu na interesującą analogię treści przeskakujemy tutaj do innego wydarzenia historycznego, a mianowicie do ostatecznego zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską Córek św. Pawła wraz z ich Konstytucjami. Dekret nosi datę 15 marca 1953 roku. Artykuł mówiący o celu właściwym zgromadzenia żeńskiego brzmi następująco: „Niechaj siostry cały swój wysiłek poświęcą rozpowszechnianiu doktryny katolickiej poprzez apostolat wydawnictw, czyli przez prasę, kino, radio i telewizję oraz inne środki, najskuteczniejsze i najszybsze, których dostarcza ludzki postęp, a potrzeby i uwarunkowania czasów wymagają”.

Te dwa teksty są - jak widać - prawie identyczne. W tych dokumentach pochodzących z czasów Piusa XII można dostrzec zapowiedź soborowego dekretu Inter mirifica.

Komentarze